Marek Powichrowski Marek Powichrowski
397
BLOG

Wściekli z Nanterre grają trumnami

Marek Powichrowski Marek Powichrowski Polityka Obserwuj notkę 5

Charlie Hebdo to nie jest żadne dziennikarstwo, to raczej stan ducha. Bardzo kiepski jest to stan. Nie dotyczy to tylko tej garstki zgromadzonych tam i wylewających swoje nocniki na ulicę ludzi ale całej masy chętnych do płacenia za te ciemne emocje, które się w nich aż przelewają. Czy nie zastanawiało nikogo co było nie tak z najnowszym numerem tego wydawnictwa bezpośrednio po zamachu? Czy nie powinien to być numer żałobny? Jakaś chwila refleksji nad sensownością własnych działań? Nic z tych rzeczy. Oni nie są beksami, co przyznaje z dumą redaktor naczelny. Po kompilacji odczytuję to tak: „To jest wojna. Na wojnie jak to na wojnie giną żołnierze ale ostateczne zwycięstwo będzie nasze, precz z ich religią! Jesteśmy gotowi zginąć niż zaprzestać tego co robimy.”.

Tragedia ludzka idzie w sprzedaży jak ciepłe bułeczki. Wilk z Wall Street wiecznie głodny i wiecznie chciwy poczuł możliwość zrobienia interesu. Dalej więc pogonił swoje szczury do pracy i na fali ciemnych emocji chce zbić sobie trzos. Z drugiej strony tłuszcza chce mieć na własność kawałek bluźnierstwa. To jakiś obłęd, w którym się pogrąża cywilizacja europejska.

Razem z pazernym kapitalistycznym wilkiem w jednym szeregu stanęły partie mieniące się jako socjalistyczne, czyli generalnie – niby - niechętne kapitalizmowi (to chyba dziś jakiś żart). Partie lewicowe sypnęły groszem i chcą z niszowego pisemka na poziomie 60 tysięcy nakładu i 50% zwrotów zrobić wysokonakładowy tabloid dystrybuowany w wielu językach. Widać, że dla partii lewicowych nadal przyświeca leninowska myśl, że religia to opium dla ludu. I oni chcą lud od tego opium uwolnić. To dziwne bo jednocześnie partie te są za legalizacją narkotyków.

Ale myliłby się ten, kto uważa, że wydawcy tej gazety to są bezwzględni wojownicy niczym nieskrępowanego słowa. W ich rozumieniu wolność słowa to prawo do obelgi, coś na kształt szlacheckiego prawa liberum defecatio czyli mówiąc bez ogródek prawa do bezkarnego obrzucania adwersarza gównem. Myliłby się również ten, kto by ich uważał za areligijnych. Oni są po prostu wyznawcami innej wojującej religii, która ma swoje dogmaty i swoje przykazania. Swięte oburzenie zawrze w nich gdy komuś przyjdzie do głowy aby czynić sobie żarty z gejów, z lesbijek adoptujących dziecko czy z ideologii gender. Jak diabeł święconej wody boją się żartów z poprawności politycznej. Gdyby jednak komuś taki pomysł wpadł w chwilę potem byłby już na bruku. Z wilczym biletem do każdej redakcji. Nawet w katolickiej. We francuskim rozumieniu tego słowa.

Możliwie jak najdalej od przedziału 3 sigma

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka