Marek Powichrowski Marek Powichrowski
239
BLOG

Pan od biologii, łobuzy od historii

Marek Powichrowski Marek Powichrowski Polityka Obserwuj notkę 4

Ulubione powiedzonko pań nauczycielek od historii powiada, że historia jest nauczycielką życia. GóWno prawda. Obserwacja codzienna zaprzecza temu. W takich codziennych obserwacji codzienności i porównaniu z wiedzą z historii wynika coś wprost przeciwnego. Wynika ni mniej ni więcej, że historia nikogo i niczego nie nauczyła. To znaczy nie nauczyła tych, których powinna. Bo łobuzy historii czerpią z niej pełnymi garściami.

W roku 1989 miałem wrażenie, że historia właśnie się skończyła. I to był niewybaczalny błąd. Historia zaczynała się dopiero. Zupełnie nowa i nieznana ale powtarzalna jak to zdarta, zacinająca się w tym samym miejscu winylowa płyta. W tej nowej historii, która jako żywo przypomina kręcenie scen do jakiegoś niemego filmu, w którym reżyser ciągle jest niezadowolony z aktorów, scenarzysty i statystów każe powtarzać w kółko i kółko te same sceny. Ta powtarzana w kółko sekwencja wygląda tak: jest osada otoczona wysokim murem i zamknięta solidnymi żelaznymi wrotami. Osada zdaje się broni przed jakimś najazdem. Jednak w scenie wyraźnie widać, że mieszkańcy te wrota z jakiejś przyczyny szeroko otwierają i na dziedziniec wjeżdża konik z drewna. Konik to takie zdrobnienie bo jest to koń duży jak sto koni mechanicznych. Jakaś kobieta z rozwianymi siwymi, poskręcanymi włosami biega wśród tłumu i krzyczy coś do ludzi, ale oni mają odpychają ją od siebie i wzrok skierowany mają skierowany na to cudo techniki. Daremna jej rozpacz, nikt jej nie posłucha. Reżyser nakazuje przyciemnienie świateł, zapad zmrok. Mieszkańcy osady znużeni zapadają w sen. I wtedy z tego konika mechanicznego wysypują się dziesiątki łobuzów i meczami zabijają mieszkańców osady aż sok pomidorowy płynie po ulicach jak rzeka. Reżyser jednak kręci głową i mówi, nie, to nie tak. Wszyscy więc wstają otrzepują z siebie kurz historii, napełniają zbiorniki z sokiem pomidorowym pod ubraniami. Konik wyjeżdża za bramę, brama się zamyka. Matka robi szczawiową, ojciec podchmielony wraca z roboty, dzieci grają kapslami w Wyścig Pokoju. Nagle widać poruszenie w tłumie na dziedzińcu, ktoś gestykulując przekonuje tłum, aby otworzyć wrota. Część się przeciwstawia ale on ten jeden łobuz ma taką umiejętność przekonywania a jednocześnie idzie za nim wystrugana na patyku legenda. Przecież był bohaterem obrony, niemożliwe aby był zdrajcą. Ostatecznie udaje się, brama otwiera się i znowu wjeżdża konik. Teraz już inny model. Bardziej wypasiony, z bajerami.

Przez ostatnie lata widzę takich scen więcej. Doświadczam odrazy do zdrajców z Targowicy, czuję niesmak do kreślących kółka na czole i zatrzaskujących okiennice mieszkańców Oleandrów na widok pączkującego zalążka Polski, trzymam kciuki za rozpaczliwe okrzyki kobiet Rejtanów, które chcą przemocy dla siebie i swoich rodzin oraz chcą prawa do pielęgnacji stereotypów. Może im się tym razem uda zatrzymać rozpad. Nic z tego. Znowu się nie udało się.

No dobrze, z łobuzami od historii, wiadomo. Ale co z panem od biologii? Pan od biologii? Rzucił szkołę w cholerę lub syfilis. Założył samodzielną działalność gospodarczą w temacie seks-edukacji i zwalcza stereotypy.

Możliwie jak najdalej od przedziału 3 sigma

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka